Jak myślicie czy więź między Geraltem i Yennefer była magiczna spowodowana życzeniem?
Jak myślicie czy więź między Geraltem i Yennefer była magiczna spowodowana życzeniem?
No do aż takich głupot na pewno nie przekonasz.
Kolejny raz powtarzam, jej własny wybór, mogła walczyć, mogła uciekać - ale nie była samobójczynią, w momencie kiedy sytuacja stałaby się beznadziejna, zapewne by zwiała.
A reszta, czytanie ze zrozumieniem: 1. Dżin nie jest zainteresowany tworzeniem portali gdzieś po naszym świecie i nawet nie wiadomo czy może dalej niż widzi, pewnie nie, bo nie ścigał ich na przyjęciu, na które uciekli. Jedyne czego chce, to stamtąd uciec. 2. Tak naprawdę nie ma wiele do czarodziejki, jest wściekły za I życzenie Geralta - wszystko więc jest u Sapkowskiego od początku trochę naciągane: właśnie na to, żeby wiedźmin wypowiedział akurat TAKIE życzenie.
@Va fail, elaine Fascynuje mnie Twoje podejście godne smarkacza, co to myśli że wszystkie rozumy pozjadał :)
Taką interpretacje zaistniałej sytuacji masz Ty. To wcale nie znaczy, że jest ona jedyną poprawną. Nigdzie na łamach książek nie masz wprost rozstrzygniętej kwestii czy Geralt zakochał się w Yennefer, czy też nie. Nie wiemy nawet jak brzmiało jego życzenie. Więc powiedz mi, łaskawy panie, dlaczego uważasz że tylko Ty masz rację?
Powiem Ci coś, wszyscy mamy rację. Bo sztuka, w tym twory literackie, mają to do siebie, że pozwalają się swobodnie interpretować. I jeżeli nie masz bezpośredniego wyjaśnienia od autora, a w przypadku wiedźmina takowego nie mamy, to każda interpretacja jest dobra.
@Melinore A mnie już przestała fascynować ludzka głupota, za bardzo jest męcząca. Więc jeśli nie potrafisz dyskutować, w jakiś sposób podważyć podanych tu argumentów, a najwyraźniej nawet ich zrozumieć, to żegnam.
Cóż, nie planowałam wchodzic z Tobą w dyskusję, bo przerzucając się argumentami z Tuldorem dobitnie udowodniłeś, że jak się czegoś uczepisz, to nic Cię nie przekona. Twoje komentarze pod innymi wpisami również to udowadniają. Ale dobrze, skoro tak bardzo pragniesz żebym podważyła Twoje argumenty, to uczynię to. I użyję do tego najtrafniejszego w tym wypadku środka perswazji, a mianowicie... cytatów :)
Twierdzisz, że dżinnowi zależy jedynie na ucieczce, że po wypowiedzeniu przez Geralta ostatniego życzenia, zapanowałby spokój i wielka radość. No cóż, nie jest to prawda...
"(...) - Niszczy miasto! - zawył Neville. - Ten potwór niszczy moje miasto!
- He, he - zaśmiał się kapłan. - Trafiła kosa na kamień, jak mi się zdaje! To wyjątkowo silny d'jinni! Prawdziwie, nie wiem, kto kogo schwytał, wiedźma jego czy on wiedźmę! Ha, skończy się to tym, że d'jinni zetrze ją na proch, i bardzo dobrze! Sprawiedliwości stanie się zadość! (...)"
Możemy się oczywiście spierać czy Krepp, kapłan, ma na ten temat wystarczającą wiedzę. Wygląda na to, że jednak ma, gdyż we wszystkim innym miał rację. Poza tym, jego postać zdaje się być tym typem bohatera, który służy wyjaśnieniu innym bohaterom, a w rzeczywistości czytelnikom, jak działa świat przedstawiony.
"(...) - Tu się nic nie da zrobić, panie Neville - parsknął Krepp. - Nie uważaliście, gdy mówiłem, i tyle. Nigdy nie uważacie, gdy mówię. To jest, powtarzam, niesłychanie silny d'jinni. Gdyby nie to, czarodziejka już by go miała. Powiadam wam, jej zaklęcie osłabnie, a wówczas d'jinni zmiażdży ją i ucieknie. I będzie spokój. (...)"
"(...) - Mężny z was człowiek - powiedział. - Chcecie ją ratować, prawda? Ale męstwo nie na wiele się wam zda. Dżinny to mściwe istoty. Czarodziejka jest zgubiona. Wy, jeśli tam pójdziecie, też będziecie zgubieni. (...)"
Dżinny to mściwe istoty? O psiakrew, to chyba znaczy, że dżinn wcale by czarnulki w spokoju nie zostawił, choćby padła na kolana i wyśpiewała przeprosinową balladę.
Twierdzisz także, iż Yenna uciekłaby, gdyby zrobiło się gorąco. Nie, nie zrobiłaby tego. Była święcie przekonana że sobie poradzi.
"(...) - Tu się robi niebezpiecznie! Sprawa wymyka mi się spod kontroli, rozumiesz? (...) Cholera, wygląda jakby robił się coraz silniejszy! Ale pokonam go i tak, złamię...
- Nie złamiesz go Yennefer, on cię zabije.
- Nie tak łatwo mnie zabić. (...)"
"(...) - Zlokalizował mnie... - jęknęła, czerwieniejąc z wysiłku. - Chce się do mnie dobrać. Tworzy własny portal, by dostać się do środka. Nie może zerwać uwięzi, ale portalem się tu dostanie. Nie mogę... Nie mogę go powstrzymać! (...)"
"(...) Dżinn zaryczał i wypączkował z siebie długie łapy, które niczym atakujące kobry pomknęły ku gardłu czarodziejki. Yennefer nie cofnęła się. (...)"
Nie cofnęła się nawet przed bezpośrednim atakiem. Gdyby nie Geralt, byłaby już trupem.
"(...) - Ty kretynie! - krzyknęła Yennefer, usiłując wydrapać mu oczy. - Ty cholerny idioto! Przeszkodziłeś mi! Już go prawie miałam!
- Gówno miałaś! (...)"
Prawie zginęła. Mimo to upiera się, iż była o włos od ujarzmienia d'jinniego. Do tego stopnia w to wierzy, że mści się na wiedźminie, próbując wydrapać mu oczy.
"(...) - A zatem wypowiedz je. Zwolnisz dżinna, a wówczas ja go zabutelkuje.
- Nie wystarczy ci już sił, Yennefer.
- Nie doceniasz moich sił. Życzenie, Geralt! (...)"
"(...) - Nie, Yennefer. Nie mogę... Dżinn może i spełni je, ale tobie nie daruje. Gdy będzie wolny, zabije cię, zemści się na tobie... Nie zdołasz go schwytać i nie zdołasz się przed nim obronić. Jesteś wycieńczona, ledwie trzymasz się na nogach. Zginiesz, Yennefer.
- To moje ryzyko! - krzyknęła wściekle. (...)"
Jeśli nie wierzyłeś Kreppowi, to tu masz potwierdzenia od Geralta.
Dodatkowo, po raz kolejny widać że Yennefer w dupie ma ryzyko. Uważa że podoła, a jak nie, to trudno.
Zapewniasz że Geralt mógłby sobie zażyczyć, aby dżinn Yenny nie zabijał. I nie zrobił tego tylko dlatego, żeby ostatnim życzeniem móc ją w sobie rozkochać? Spoko, ale tu masz cytat który udowadnia, że to brednie.
"(...) - Przecież on... - jęknął nagle. - Ma jeszcze jedno życzenie w zapasie! Mógłby uratować i ją, i siebie! Panie Krepp!
- To nie takie proste - zastanowił się kapłan. - Ale gdyby... Gdyby jakoś powiązał swój los z losem... Nie, nie sądzę, żeby na to wpadł. I chyba lepiej żeby nie wpadał. (...)"
Tyle w kwestii czy Geralt musiał ratować Yennefer. Tak, musiał. Inaczej zapatrzona w siebie czarodziejka dałaby się zabić. A nawet gdyby się zreflektowała i spróbowała zwiać, dżinn, jako że Geniusze to mściwe istoty, ani chybi by ją dopadłby.
A w kwestii czy Geralt ją pokochał od pierwszego wejrzenia...
Oto jego pierwsza refleksja na jej temat po zobaczeniu syfu w "rezydencji":
"(...) Geralt stał przez chwilę niezdecydowany, walcząc z uczuciem zażenowania, z chęcią by odwrócić się na pięcie i wyjść. Ale to oznaczałoby, że cerber w sieni oberwał zupełnie niepotrzebnie. (...)"
Jak widzisz, był zażenowany. Każdy by był widząc taki nieład. I nawet gdyby Yenna była najpiękniejsza w świecie, odraza po takim widoku by pozostała. A Yenna nie była najpiękniejsza.
"(...) Yennefer zaś, choć ma swój sposób atrakcyjna, za piękność uchodzić nie mogła. (...)"
"(...) Rezultatem są pseudoładne kobiety o złych i zimnych oczach brzydul. Brzydul niezdolnych zapomnieć o swej brzydocie przysłoniętej magiczną maską, ukrytej nie dlatego, by je uszczęśliwić, a wyłącznie dla prestiżu profesji.
Nie, Geralt nie rozumiał Chireadana. Jego oczy, oczy wiedźmina, rejestrowały zbyt wiele szczegółów. (...)"
"(...) Wiedźmin podszedł przyglądając się w milczeniu. Widział jej lewe ramię, odrobinę wyższe od prawego. Nos, odrobinę za długi. Usta, nieco zbyt wąskie. Podbródek, troszkę zbyt cofnięty. Brwi za mało regularne. Oczy...
Widział zbyt wiele szczegółów. Zupełnie niepotrzebnie.(...)"
Tak jak wspomniałam wcześniej, Yennefer była dla niego suką. Po niewinnej próbie żartu, rzuciła jakiś potężny czar. Na tyle potężny, że pomimo rzuconego heliotropu, odrzut był wsytarczająca silny, aby cisnęło nim o ścianę. Bez przerwy mu dogryzała i pokazywała swoją wyższość. Po czymś takim raczej ciężko się zakochać od pierwszego wejrzenia, nie sądzisz?
Świetnie skonstatowała to sama Yennefer:
"(...) - Już w sypialni Beau - ciągnęła - po wymianie kilku słów wiedziałam, jaki jesteś. I wiedziałam, w jakim momencie zażądam od ciebie zapłaty. Moje rachunki w Rinde mógłby wyrównać każdy, choćby Chireadan. Ale zrobisz to ty, bo musisz zapłacić. Za udawaną hardość, za zimny wzrok, za oczy łowiące każdy szczegół, za kamienną twarz, za sakrastyczny ton. Za mniemanie, że możesz stać twarzą w twarz z Yennefer z Vengerbergu i uważać ją za pełną samouwielbienia arogantkę, za wyrachowaną wiedźmę, a jednocześnie wytrzeszczać oczy na jej namydlone cycki. Płać, Geralcie z Rivii! (...)"
Skoro nawet Yenna, która potrafi czytać w myślach i sondować mózgi, stwierdza że Geralt myślał o niej jak o aroganckiej babie, która po prostu ma ładne cycki, to z czym Ty chcesz polemizować?
Tu jeszcze wypowiedź Geralta:
"(...) - Jak by tu odpowiedzieć na twoje pytanie? - czarodziejka uśmiechnęła się zalotnie. - Spróbujmy może tak: gówno cię to obchodzi, wiedźminie. Zadowala cię taka odpowiedź?
- Nie - uśmiechnął się również, i równie paskudnie. - Nie zadowala. Ale nie rób sobie z tego powodu wyrzutów, Yennefer. Niełatwo mnie zadowolić. Jak do tej pory udawało się wyłącznie osobom sięgającym wyżej niż przeciętność. (...)"
Geralt uważa że Yennefer jest przeciętna... Hmmm...
Natomiast ciekawym aspektem jest to, że odbiór czarnowłosej czarodziejki przez Geralta się drastycznie zmienia.
Jak wykazałam w cytatach, Geralt zauważa, iż Yennefer pięknością nie jest. Tymczasem pod koniec, tuż przed wypowiedzeniem życzenia, nagle stwierdza że:
"(...) Stała nad nim w migotliwym blasku czarodziejskiej kuli, w poświacie magii, wśród rozbłysków więżących dzinna promieni, z rozwianymi włosami i oczami płonącymi fioletem, wyprostowana, smukła, czarna, straszna...
I piękna. (...)"
Dlatego pomyślałam również o takim rozwiązaniu... Geralt i Yennefer byli sobie przeznaczeni, w tym chyba wszyscy się zgadzamy. Niewykluczone, że właśnie ta tajemnicza siła zwana przeznaczeniem wpływała na odczucia wiedźmina względem Yennefer.
Tutaj dialog między Gerwantem i Chireadanem zaraz przed wskoczeniem do portalu:
"(...) - Idziesz tam... bo musisz, prawda?
Geralt zawahał się. Zdawało mu się, że czuje zapach bzu i agrestu.
- Chyba tak - powiedział z ociąganiem. - Muszę. Przepraszam cię, Chireadan...
- Nie przepraszaj. Wiem, co czujesz.
- Wątpię. Bo ja sam tego nie wiem. (...)"
Geralt definitywnie do Yen coś czuje, jednak sam nie wie co. To dość podejrzane. Gdyby to rzeczywiście była miłość, doskonale by o tym o wiedział....
"(...) Geralt przymknął oczy, by przywołać w pamięci obraz. Obraz, który go w niewytłumaczalny spodób, nazwijmy to, unikając wielkich słów, fascynował. (...)"
Ona go fascynuje. Jest w niej coś przyciągającego, coś co nie jest miłością, a jednak karze mu ryzykować własnym życiem, aby ją ratować. Przeznaczenie? Przeznaczenie sprawia, że ta przeciętnie atrakcyjna kobieta o zimnych, strasznych oczach, która potraktowała jego, Jaskra i całe Rinde jak nic nie znaczące śmieci, która prawie doprowadziła do jego śmierci, która nie okazała krztyny wdzięczności za ratowanie życia, mało tego, pobiła, poparzyła i zrugała, staje się dla niego piękna.
Nie, Geralt nie pokochał jej od pierwszego wejrzenia. Niemniej coś kazało mu ją ratować oraz wypowiedzieć takie, a nie inne życzenie. To nie była miłość. Tylko Przeznaczenie.
A przynajmniej takie jest moje zdanie. Tak jak napisałam wcześniej, sztuka nigdy nie ma jednej i poprawnej interpretacji.
@Melinore nie widzę błedów w rozumowaniu, widzę, że sięgnęłaś po cytaty też z nieco wcześniejszych stron opowiadania - mnie się po prawdzie szukać nie chciało, nic nie poradzę, leniwy jestem :P - dodam od siebie tylko drobny szczególik: ruszajac przez portal z więzienia czuje coś do Yenny, czuje też jej perfumy z bzu i agrestu.
"Chwyciła go oburącz za włosy i gwałtownie pocałowała w usta, wpiła się w nie jak wampir. Medalion na szyi zadygotał, Geralt miał wrażenie, że łańcuszek kurczy się i zaciska jak garota. W jego głowie coś rozbłysło, w uszach zaczęło straszliwie szumieć. Przestał widzieć fiołkowe oczy czarodziejki, zapadł w ciemność.
Klęczał. Yennefer mówiła do niego łagodnym, miękkim głosem.
— Zapamiętałeś?
— Tak, pani.
To był jego własny głos.
— Idź zatem i wykonaj moje polecenia.
— Na rozkaz, pani.
— Możesz pocałować mnie w rękę.
— Dzięki, pani.
Poczuł, że zbliża się do niej na kolanach. W głowie brzęczało dziesięć tysięcy pszczół. Jej dłoń pachniała bzem i agrestem.
Bzem i agrestem… Bzem i agrestem… Błysk. Ciemność.
Balustrada, schody. Twarz Chireadana.
— Geralt! Co z tobą? Geralt, dokąd?
— Muszę… - Jego własny głos. - Muszę iść…
— Bogowie! Spójrzcie na jego oczy! Twarz Vratimira, wykrzywiona przerażeniem. Twarz Errdila. I głos Chireadana.
— Nie! Errdil, nie! Nie dotykajcie go i nie próbujcie zatrzymać! Z drogi, Errdil! Zejdź mu z drogi!
Zapach bzu i agrestu. Bzu i agrestu…
Drzwi. Eksplozja słońca. Gorąco. Parno. Zapach bzu i agrestu. Będzie burza, pomyślał.
I była to ostatnia jego trzeźwa myśl."
Może jest to moja nadinterpretacja, ale mimo tego iż w końcu "brainwashing" zwalczył zawsze miałem wrażenie iż jednak jakiś ślad po tym w nim tego dnia pozostal...
@FEDETTE chodziło mi o zaklęcie jakim Geralta potraktowała - dokładny moment masz w cytacie w poście powyżej. Pod wpływem uroku zachował się jak zombie albo jak ktoś po praniu mózgu robiąc wszystko to o co go Yenefer prosiła i bez zwracania uwagi na konsekwencje. Po obudzeniu się w celi był już w pełni władz umysłowych, ale patrząc na zachowanie gdy wyruszał przez portal odnoszę wrażenie, że jakiś wplyw na niego jednak akcja z zaklęciem miała. Nagle z jakiegoś powodu o Yenn zaczyna cieplej myśleć, czuje jej perfumy nawet gdy nie ma jej w pobliżu...
A tu jeszcze?
@Melinore Jeżu, ludzie, kwestia bezpieczeństwa Yennefer jest uboczna, a to są tylko cytaty z opiniami trzecioplanowych postaci, które ja doskonale znam, opowiadanie znam prawie na pamięć.
Sapkowski zawsze tak pisze, każda postać ma u niego inne zdanie, często dowolnie głupie, to raz.
Dwa, jak pisałem autor od początku naciągał sytuację rzekomego zagrożenia Yen właśnie żeby zakończyć takim życzeniem. I kilkakrotnie przesadnie nas na to życzenie naprowadzał. To dla niezbyt bystrych czytelników i z czasów kiedy nie pisał jeszcze tak subtelnie jak później (ma to nawet ładną nazwę, nazywa się "łopatologia").
Bo nie byłoby żadnym problemem dla Geralta zażyczyć sobie żeby była bezpieczna - na 100 różnych sposobów - ale nie, on zażyczył sobie związać na zawsze wzajemne losy. Nie tak się ratuje ludzi przed niebezpieczeństwem.
(a wreszcie dżin nie miał żadnego powodu jakoś szczególnie nie lubić, a tym bardziej prześladować Yen, to nie ona kazała mu "Begone and plough yourself").
Cała reszta natomiast bezsprzecznie świadczy o narastającym zainteresowaniu czarodziejką, właśnie pomimo tego, że jako wiedźmin widział od razu wszystkie jej defekty urody i domyślił się prawdy (a ostatecznie rozczulił się i wpadł właśnie w momencie, kiedy domyślił się kim kiedyś była!), zaś jako człek inteligentny widział i był ostrzegany jak potrafi być niebezpieczna. Podobnie ich wzajemne gierki i docinki (np. to o przeciętności; bosz, wy tu naprawdę w ogóle nie rozumiecie jak ludzie jak ze sobą rozmawiają, a szczególnie mocno zainteresowani ludzie płci przeciwnej? LOL, on ją właśnie uważał za super nieprzeciętną).
Koncepcja przeznaczenia a nie miłości od pierwszego wejrzenia miałaby może jakiś częściowy sens na etapie Sagi, natomiast na etapie pisania wczesnych opowiadań Sapkowski sam nie miał jeszcze bladego pojęcia, że w przyszłości będą związani przeznaczeniem ze sobą i z jakąś Ciri. Zainteresowany był stworzeniem kanwy wielkiej miłości Geralta, o której wcześniej raz już wspomniał. No i gdyby nie wszystko inne dalej w ich historii.
Podobnie koncepcja, że coś zostało w Geralcie po "praniu mózgu" mogłaby mieć częściowy sens, gdyby nie dalsze 30 lat, fakt że wiedźmin szybko i całkowicie radził sobie ze wszelkimi ingerencjami (np. z trucizną w "Sezonie burz", albo słowa Sabriny o urokach :
Z Yennefer? — upewniła się rudowłosa, bawiąc się naszyjnikiem z pereł, okręconym wokół szyi tak, że wyglądał jak obroża. - Mówisz serio, Sabrina?
— Absolutnie — odrzekła Sabrina Glevissig. - Nie uwierzysz, to już trwa kilka lat. Że też on wytrzymuje z tą wredną gadziną, dziwię się zaiste.
— Czemu tu się dziwić? Rzuciła na niego urok, trzyma go pod szarmem. Mało razy sama tak robiłam?
— To przecież wiedźmin. Oni się nie dają zauroczyć. Nie na tak długo, w każdym razie.
— A zatem to miłość — westchnęła rudowłosa. - A miłość jest ślepa.
oraz przede wszystkim gdyby nie to, że fascynacja (wzajemna zresztą, podkreślam) narastała już dużo wcześniej, wbrew dziwnym dywagacjom począwszy od tej sypialni, następnie podczas kąpieli i dalszych rozmów.
A potem wchodząc na miejsce owego prania mózgu Geralt już wiedział i uważał:
— Nie przesadzasz? — uśmiechnął się wiedźmin. - Nie zrobiła na mnie aż tak złego wrażenia. Wyższość, owszem, lubi demonstrować, ale w porównaniu z innymi czarodziejami, z całą tą arogancką bandą, jest chodzącym wdziękiem i wcieloną życzliwością.
Chireadan również się uśmiechnął. — To trochę tak — powiedział — jakbyś uważał, że skorpion jest ładniejszy niż pająk, bo ma taki śliczny ogonek. Uważaj, Geralt. Nie jesteś pierwszym, który tak ją ocenia, nie wiedząc, że z wdzięku i urody uczyniła broń. Oręż, którym posługuje się nader zręcznie i bez skrupułów. Co oczywiście nie umniejsza faktu, że jest fascynująco urodziwą kobietą. Nie zaprzeczysz, prawda?
Dalej następuje u wiedźmina refleksja i ostatnia próba samoprzekonania, że wcale nie jest taka atrakcyjna, zakończona jednak stwierdzeniem:
— Nie, Chireadan — odpowiedział na pytanie. - Nie zaprzeczę. Dziękuję ci też za ostrzeżenie.
Nie bardzo ogarniam jak wy dwoje wyżej w ogóle żyjecie, nie rozumiejąc co ludzie robią i wzajemnie do siebie mówią oraz dlaczego.
A mistrzostwo Sapkowskiego w tym, jak to świetnie opisał.
To opowiadanie mówi o narastającej wzajemnej fascynacji wbrew wszystkiemu, wszelkim przeciwnościom i różnicom (a wszystko na tle bardzo burzliwych wydarzeń) - i jest prawdę mówiąc jednym z najlepszych takich tekstów jakie kiedykolwiek widziałem, jeśli nie najlepszym. Naprawdę tego nie widzicie, czy wy se może tak żartujecie?
Co o tym sądzisz?