Wiedźmin Wiki
Wiedźmin Wiki
Advertisement
Wiedźmin Wiki

Dane z książek Sapkowskiego[]

Julia Abatemarco (…) zaciągnęła go przed pękatego krasnoluda w szyszaku ozdobionym kraśną szkofią, niezgrabnie siedzącego na nilfgaardzkim oladrowanym koniu, w kopijniczym siodle o wielkich łękach, na które się wdrapał, by móc patrzeć ponad głowami piechocińców.
– Pułkownik Barclay Els?
Krasnolud kiwnął szkofią, z wyraźnym uznaniem zauważając krew, którą spryskani byli kornet i jego klacz. Aubry zaczerwienił się mimowolnie. To była krew Nilfgaardczyków, których kondotierzy rąbali tuż obok niego. On sam nie zdążył nawet wyciągnąć miecza.
– Kornet Aubry…
– Syn Anzelma Aubry'ego?
– Najmłodszy.
– Ha! Znam twego ojca! Co masz dla mnie od Natalisa i Foltesta, korneciku?
– W środku ugrupowania grozi wam przełamanie… Pan konetabl rozkazuje, by Hufiec Ochotniczy co rychlej zwinął skrzydło, wycofał się nad Złoty Staw i rzeczkę Chotlę… By wesprzeć…
Słowa zagłuszył ryk, szczęk i kwik koni. Aubry nagle uświadomił sobie, jak bezsensowne przywiózł rozkazy. Jak niewiele znaczą te rozkazy dla Barclaya Elsa, dla Julii Abatemarco, dla tego krasnoludzkiego czworoboku pod złotą chorągwią z młotami powiewającą nad czarnym morzem otaczającego ich, szturmującego ze wszech stron Nilfgaardu.
– Spóźniłem się… – zajęczał. – Przybyłem za późno…
Słodka Trzpiotka prychnęła. Barclay Els wyszczerzył zęby.
– Nie, korneciku – powiedział. – To Nilfgaard przybył za wcześnie.

Pani Jeziora

– Że niby jak? – potargał brodę Barclay Els. – Co ty gadasz, korneciku? Najmłodszy synu Anzelma Aubry'ego? Że niby my tutaj co, próżnujemy? My, kurważ jego mać, nie drgnęliśmy nawet pod naporem! Na krok nie ustąpiliśmy! Nie nasza wina, że ci z Brugge nie zdzierżyli!
– Ale rozkaz…
– W dupie mam rozkaz!
– Jeśli nie zapchamy luki – przekrzyczała rwetes Słodka Trzpiotka – Czarni złamią front! Złamią front! Otwórz mi szyk, Barclay! Uderzę! Przedrę się!
– Wyrżną was, nim dolecicie stawu! Zginiecie bez sensu!
– Co więc proponujesz?
Krasnolud zaklął, zerwał z głowy hełm, grzmotnął nim o ziemię. Oczy miał dzikie, przekrwione, straszne.
Chiquita, płoszona wrzaskami, pląsała pod kornetem, na ile pozwalał ścisk.
– Wołać mi tu Yarpena Zigrina i Dennisa Cranmera! Migiem!
(…)
Barclay Els odwrócił się, znalazł wzrokiem korneta i wpił w niego oczy.
– Więc jak, najmłodszy synu Anzelma? – charknął. – Król i konetabl rozkazują, byśmy tam to nich przyszli i wsparli ich? No, to otwieraj dobrze oczy, korneciku. Będzie na co patrzeć.

Pani Jeziora

– A równo mi! – zaryczał Barclay Els. – Równy krok! Dzierż szyk! I kupą! Kupą!
(…)
– Równy krok! Równy krok! – ryczał Barclay Els. – Dzierż szyk! Pieśń, kurważ mać, pieśń! Nasza pieśń! Naprzód, Mahakam!
Z kilku tysięcy krasnoludzkich gardeł wydarła się słynna mahakamska pieśń bojowa.
Hooouuuu! Hooouuu! Hou!
Czekajcie, klienty!
Wnet wam pójdzie w pięty!
Rozleci się ten burdel
Aż po fundamenty!
Hoooouuuu! Hooouuu! Hou!

Pani Jeziora

– Hurraaaa, górą krasnoludy! Wiwat Barclay Els!
– Niech żyyyy-jąąąaą!
Novigradzki bruk huczał pod podkutymi buciorami wiarusów z Ochotniczego Hufu. Krasnoludy maszerowały typowym dla nich szykiem, w piątkach, sztandar z młotami powiewał nad kolumną.

Pani Jeziora

Advertisement