- Informacje
- Opisy z książek i gier
Dane z książek Sapkowskiego[]
Nietrudno się domyślić, że Yennefer jedzie na zjazd czarodziejów, zwołany na początek lipca do Garstangu na wyspie Thanedd.
– Profesor... – powiedział w zamyśleniu. – Heimo Kantor i Krótki Yaxa. Zakatrupieni przez wiedźmina. W Anchor, na trakcie wiodącym do Gors Velen, czyli na Thanedd, do Garstangu... A Lwiątko nie żyje?
Od niepamiętnych czasów Thanedd należy jednak do czarodziejów. Blisko czubka, tam, gdzie te lśniące kopuły, znajduje się pałac Garstang. Tam za parę dni rozpocznie się wielki zjazd magików.
Przeklęci więc są czarownicy i bliski jest dzień gniewu, w którym ogień z niebios zniszczy ich plugawą wyspę! Runą wówczas mury Loxii, Aretuzy i Garstangu, za którymi właśnie zbierają się ci poganie, by swe knowania obmyślać! Runą te mury...
W dole szumiało morze, wyspa Thanedd stała wśród białej piany przyboju. Fale rozbijały się o mury Loxii znajdującej się dokładnie pod nimi. Loxia skrzyła się od świateł, podobnie jak Aretuza. Górujący nad nimi kamienny blok Garstangu był natomiast czarny i wymarły.
To taka tradycja. W towarzystwie kilku delegatów udamy się tam, w górę, do Garstangu. Tam, w specjalnie przygotowanej sali, będziemy radzić. Reszta zaczeka w Aretuzie na nasz powrót i na nasze decyzje.
– Obrady w Garstangu, w wąskim gronie, to także tradycja?
– Jak najbardziej. Długa i podyktowana względami praktycznymi. Zdarzało się, że obrady czarodziejów były burzliwe i dochodziło do dość aktywnej wymiany poglądów. Podczas jednej z takich wymian piorun kulisty uszkodził koafiurę i suknię Niny Fioravanti. Nina, poświęciwszy na to rok pracy, obłożyła mury Garstangu nieprawdopodobnie silną aurą i blokadą antymagiczną. Od tamtej pory w Garstangu nie podziała żadne zaklęcie, a dyskusje przebiegają spokojniej.
Powyżej Aretuzy były trzy zakrzaczone tarasy, dalej zbocze góry robiło się urwiste i niedostępne. Nad urwiskiem wznosił się Garstang. U podstawy pałac był ciemnym, jednolicie gładkim, przylepionym do skał blokiem kamienia. Dopiero wyższa kondygnacja pobłyskiwała marmurem i witrażami okien, złociła się w słońcu blachą kopuł.
Brukowana droga wiodąca do Garstangu i dalej, na szczyt, wiła się dookoła góry jak wąż. Była jednak jeszcze jedna droga, krótsza – schody łączące tarasy, tuż pod Garstangiem znikające w czarnej paszczęce tunelu.