- Informacje
- Opisy z książek i gier
Dane z książek Sapkowskiego[]
Nieznajomy nie był stary, ale włosy miał prawie zupełnie białe. Pod płaszczem nosił wytarty skórzany kubrak, sznurowany pod szyją i na ramionach. Kiedy ściągnął swój płaszcz, wszyscy zauważyli, że na pasie za plecami miał miecz.
Opowiadanie Wiedźmin w zbiorze Ostatnie życzenie
– Znak wiedźminski masz?
Nieznajomy znów sięgnął w rozcięcie kaftana, wygrzebał okrągły medalion na srebrnym łańcuszku. Na medalionie wyobrażony był łeb wilka z wyszczerzonymi kłami.
– Imię jakieś masz? Może być byle jakie, nie pytam z ciekawości, tylko dla ułatwienia rozmowy.
– Nazywam się Geralt.
– Może być i Geralt. Z Rivii, jak wnoszę z wymowy?
– Z Rivii.Opowiadanie Wiedźmin w zbiorze Ostatnie życzenie
Jeździec miał włosy białe jak mleko, ściągnięte na czole skórzaną opaską i czarny, wełniany płaszcz spadający na zad klaczy kasztanki.
Jeździec utkwił w nim oczy, ciemne, zmrużone, przenikliwe, ostre jak ościenie.
Zeskoczył z konia, ściągnął z ramion płaszcz. Yurga zobaczył, że nieznajomy nosi miecz na plecach, na pasie skośnie przerzuconym przez pierś. [...] Czarna, skórzana, sięgająca bioder kurtka z długimi mankietami skrzącymi się od srebrnych ćwieków mogłaby wskazywać, że nieznajomy pochodzi z Novigradu lub okolic, ale moda na takie odzienie szeroko się ostatnio rozprzestrzeniła, zwłaszcza wśród młodziaków. Młodziakiem jednak nieznajomy nie był.
– [...] Nie jest prawdą, jakobym był tym, kogo zastano w domu, chociaż się nie spodziewano. Nie jest prawdą, jakobym właśnie dlatego został wiedźminem. Jestem zwyczajnym podrzutkiem, Calanthe. Nie chcianym bękartem pewnej kobiety, której nie pamiętam. Ale wiem, kim ona jest.
– To imię nadał mi Vesemir. Geralt z Rivii! Nauczyłem się nawet naśladować rivski akcent. Chyba z wewnętrznej potrzeby posiadania rodzinnych stron. Chociażby wymyślonych. Vesemir... nadał mi imię [...].
– [...] to wcale nie Vesemir nadał ci to imię.
Ognisko zdążyło już przygasnąć, brzozowe polana są czerwone i przeźroczyste, potrzaskują, tryskają błękitnym płomieniem. Płomień oświetla białe włosy i ostry profil mężczyzny, który otula ją derką i kożuchem.
[...] Mężczyzna pochylił się, płomień ogniska zalśnił w jego oczach. To były dziwne oczy. Bardzo dziwne. Dawniej Ciri lękała się tych oczu, nie lubiła w nie patrzeć. Ale to było dawno. Bardzo dawno.
– Niczego nie pamiętam – szepnęła, szukając jego ręki, twardej i szorstkiej jak nie obrobione drewno.
Zmienił się. Sprawiał wrażenie, jakby się postarzał. Triss wiedziała, że to biologicznie niemożliwe – wiedźmini starzeli się, owszem, ale w tempie zbyt wolnym, by zwykły śmiertelnik lub czarodziejka tak młoda jak ona mogli zauważyć zmiany. Ale wystarczyło jednego spojrzenia, by pojąć, że mutacja mogła powstrzymywać fizyczny proces starzenia. Psychicznego nie mogła. Posieczona zmarszczkami twarz Geralta była tego najlepszym dowodem. Triss z uczuciem głębokiej przykrości oderwała wzrok od oczu białowłosego wiedźmina. Oczu, które ewidentnie widziały zbyt wiele. Poza tym nie dostrzegła w tych oczach nic z tego, na co liczyła.
– Gdzie jest Rience, Myhrman?
Znachor zatrząsł się cały na dźwięk tego głosu. Nie należał do strachliwych, było niewiele rzeczy, których się bał. Ale w głosie białowłosego były wszystkie te rzeczy. I jeszcze kilka innych na dodatek.
Nadludzkim wysiłkiem woli opanował lęk pełzający po trzewiach jak ohydny robak.
– Hę? – udał zdumienie. – Co? Kto? Jak powiadacie?
Mężczyzna pochylił się i Myhrman zobaczył jego twarz. Zobaczył oczy. A na ten widok żołądek obsunął mu się aż do odbytnicy.
Wyszli do przedpokoju. Kocur, który leżał na środku dywanu i zapamiętale lizał wyciągniętą pod dziwnym kątem tylną łapkę, na widok wiedźmina umknął natychmiast w ciemność korytarza.
– Dlaczego koty tak cię nie lubią, Geralt? Czy to ma coś wspólnego z...
– Tak – uciął. – Ma.
Kot, drzemiący na przypiecku uniósł głowę, zasyczał.
– Goniec królewski?
Aplegatt drgnął Pytanie zadał ten siedzący w cieniu, z którego teraz wyszedł, stając obok gońca. Miał włosy białe jak mleko, ściągnięte na czole skórzaną opaską, czarną kurtkę nabijaną ćwiekami i wysokie buty. Nad prawym ramieniem połyskiwała mu kulista głowica przerzuconego przez plecy miecza.
– Dokąd droga prowadzi?
– Dokąd królewska wola pogna – odrzekł zimno Aplegatt. Nigdy nie odpowiadał inaczej na podobne pytania.
Białowłosy milczał czas jakiś, patrząc na gońca badawczo. Miał nienaturalnie bladą twarz i dziwne ciemne oczy.
– Królewska wola – powiedział wreszcie nieprzyjemnym, lekko chrapliwym głosem – zapewne każe ci się spieszyć? Zapewne pilno ci w drogę?
Zbyt się różnimy, by się zrozumieć. Ty jesteś możnym magiem z Kapituły, który osiągnął jedność z Naturą. Ja jestem włóczęgą, wiedźminem, mutantem, który jeździ po świecie i za pieniądze wykańcza potwory.
– Kwiecistość – przerwał czarodziej – została wyparta przez banał.
– Zbyt się różnimy – Geralt nie dał sobie przerywać. – A drobny fakt, że moją matką była, przypadkowo, czarodziejka, tej różnicy zatrzeć nie zdoła.
– [...] On stracił kilka kwaterek krwi, możliwość sprawnego chodzenia, częściową władzę w lewej ręce, wiedźmiński miecz, ukochaną kobietę, zyskaną cudem córkę, wiarę... No, pomyślałam, ale coś, coś przecież musiało mu zostać? Myliłam się. On nie ma już nic. Nawet brzytwy.
Kawał chłopa, pomyślała odruchowo, choć chudy, ale jedna żyła... Łeb biały, ale brzuch płaski niby u młodzika, widno, że trud mu druhem, a nie słonina i piwo...
– To wszakże twoi rodacy, wiedźminie – powiedział Regis. – Przecież nazywają cię Geraltem z Rivii.
– Poprawka – odrzekł zimno. – To ja sam się tak nazywam, żeby było ładniej. Imię z takim dodatkiem budzi u moich klientów większe zaufanie.
– Pojmuję – uśmiechnął się wampir. – Dlaczego jednak wybrałeś właśnie Rivię?
– Ciągnąłem patyki.
Dane z gry GWINT: Wiedźmińska Gra Karciana[]
Wpis z Księgi Nagród[]
Zwój 1: Naprawdę muszę go przedstawiać? Jesteście pewni? Niech będzie. Oto Geralt z Rivii, zwany przez elfy i driady Gwynbleidd, wiedźmin Cechu Wilka, pierwszy fechmistrz Północy. Chodząca legenda.
Zwój 2: Lista jego wyczynów wydaje się nie mieć końca. To on odczynił urok ciążący na księżniczce Addzie, przegnał dżinna z Rinde i zgładził Króla Dzikiego Gonu. A z czego był najbardziej dumny?
Zwój 3: Z tego, że był dobrym ojcem dla Ciri. Że nauczył ją wszystkiego, co umiał, otoczył miłością, wsparł w trudnych chwilach. Że kiedy naprawdę potrzebowała pomocy – przyszła do niego, a on jej nie zawiódł.
Zwój 4: Bo widzicie, choć Geralt z Rivii miał kocie oczy i nadludzki refleks, choć przeszedł Próbę Traw, a z królami był po imieniu, pragnienia miał całkiem przyziemne: być z ludźmi, których kochał. I mieć święty spokój.
Skrzynia 1: Co zabawne, Geralt tak naprawdę wcale nie pochodził z Rivii. Obrał sobie ten przydomek w miejsce nazwiska, którego, jako nieznająca swych rodziców sierota, nigdy nie posiadał. Początkowo wiedźmin planował tytułować się Geralt Roger Eryk du Haute-Bellegarde, ale jego mentor, Vesemir, w krótkich, acz dosadnych słowach uświadomił mu, iż nie jest to najlepszy pomysł. I całe szczęście!
Skrzynia 2: Geralt miał w zwyczaju nazywać wszystkie swe konie tym samym imieniem – Płotka – i to niezależnie od tego, czy jeździł akurat na ogierze, czy klaczy. Każdy noszący to miano wierzchowiec był świetnie ułożony. Wystarczyło, że wiedźmin gwizdnął, a koń natychmiast przybywał mu na spotkanie… No, chyba że akurat napotkał jakąś niespodziewaną przeszkodę.
Skrzynia 3: Geralt przy każdej okazji, jak również bez okazji, podkreślał swą niechęć – ba, nienawiść – do portali. To zrozumiałe, zważywszy, że nie jest to zupełnie bezpieczny środek lokomocji – wbrew zapewnieniom czarodziejów. Czasem podróżny cierpi po opuszczeniu portalu na silne mdłości i bóle głowy. Czasem wychodzi w innym miejscu, niż planował. A czasem nie wychodzi wcale.