- Informacje
- Opisy z książek i gier
Dane z książek Sapkowskiego[]
Była drobnej budowy i niska, mierzyła niewiele więcej niż pięć stóp. Condwiramurs słyszała o tym, że za młodu nazywano ją Łokietkiem, teraz wiedziała, że przezwisko było trafne. Ale była pewna, że przynajmniej od pół wieku nikt nie ośmielił się tak nazwać małej czarodziejki.
– Rada jestem, mogąc gościć na twej wyspie, Pani Jeziora.
– Nimue – poprawiła swobodnie mała magiczka. – Nimue, nic więcej. Tytuły i epitety możemy sobie darować panno Tilly.
– Za tymi drzwiami – skazała niedbale Nimue – jest laboratorium. Jak się rzekło, możesz korzystać wedle woli. Zalecana jest oczywiście ostrożność. Umiar wskazany jest zwłaszcza przy próbach zmuszania miotły do noszenia wody.
Condwiramurs zachichotała grzecznie, choć żart był leciwy. Wszystkie mentorki raczyły podopieczne dowcipami nawiązującymi do mitycznych tarapatów mitycznego ucznia czarnoksiężnika.
– (...) Jestem dzieckiem wiejskim, czwartą córką wsiowego stelmacha. Chwile, gdy gościł w naszej wsi bajarz Pogwizd, dziad wagabunda, były najpiękniejszymi chwilami mojego dzieciństwa. Można było odetchnąć od harówki, oczyma duszy zobaczyć te bajeczne dziwy, zobaczyć ten świat daleki... Świat piękny i cudowny... Dalszy i cudowniejszy nawet niż jarmark w miasteczku oddalonym o dziewięć mil...
– Miałam wtedy jakieś sześć, siedem lat. Moja najstarsza siostra miała czternaście. I juz była krzywa od garbienia się nad robotą. Babska dola! Do tego przygotowywano u nas dziewczynki od młodości! Garbić się! Wiecznie się garbić i giąć nad robotą, nad dzieckiem, pod ciężarem brzucha, który chłop ci przyprawił, ledwoś zdążyła wydobrzeć po połogu...
– W akademii – podjęła Nimue – do której dostałam się zresztą dopiero za drugim podejsciem, zajmowałam się mitem tylko w aspekcie Wielkiej Loży na zajęciach z historii magii. Na czytanie dla przyjemnosci początkowo zwyczajnie nie miałam czasu, musiałam wkuwać, by... By dotrzymać kroku córeczkom hrabiów i bankierów, którym wszystko przychodziło łatwo, które nasmiewały się z dziewuszki ze wsi...
– (...) Wszystkim przecież wiadomo, że Pani Jeziora opanowana jest chorobliwą wręcz obsesją na tle legendy o Ciri. Wszyscy plotkują o tym, jak to niegroźny z początku bzik przerodził się w coś w rodzaju narkotycznego uzależnienia, czy wręcz manii. W tych plotkach jest sporo prawdy, droga moja Condwiramurs, sporo prawdy!
Nimue wlała na siebie resztę wody z cebrzyka. Condwiramurs podziwiała jej figurę. Choć malutka, czarodziejka była zbudowana nad wyraz proporcjonalnie. Kształtów i jędrnej skóry mogła pozazdrościć jej dwudziestolatka. Condwiramurs, niedaleko szukając, miała lat dwadzieścia cztery. I zazdrościła.
Nimue podbiegła, zarzuciła mu ręce na szyję i stanęła na palcach, ale by ją pocałować mężczyzna i tak musiał mocno się pochylić. Nimue nie bez racji nazywano Łokietkiem – ale teraz, gdy miała już osiemnaście lat i była adeptką sztuk magicznych, przywilej nazywania jej tak przysługiwał wyłącznie najbliższym przyjaciołom. I niektórym mężczyznom.
Mężczyzna, nie odrywając ust Nimue wsunął dłoń za jej dekolt.
Potem poszło już szybko. Oboje znaleźli się na rozścielonym na piasku płaszczu, sukienka Nimue podwinęła się powyżej talii, jej uda mocno objęły biodra mężczyzny, a dłonie wbiły się w jego plecy. Gdy ją brał, jak zwykle zbyt niecierpliwie, zacisnęła zęby, ale szybko dogoniła go w podnieceniu, zrównała się, dotrzymała kroku. Miała wprawę.
Wyrwa, Guado, Sibell, Brugge, Casterfurt, Mortara, Ivalo, Dorian, Anachor, Gors Velen.
Jestem Nimue verch Wledyr ap Gwyn.
Zmierzam do Gors Velen. Do Aretuzy, szkoły czarodziejek na wyspie Thanedd.