Notatki Lothara - przedmiot fabularny w grze Wiedźmin: Pogromca Potworów. Zawierają one informacje o życiu Lothara i naturze jego klątwy.
Powiązane zadania[]
Treść[]
Lila przekonała mnie, że powinienem wszystko spisać. Że piśmienność zobowiązuje. Że trzeba dawać świadectwo. Że choć ja sam wiele nie zyskałem, ktoś inny może wykorzystać moje doświadczenie. Niech i tak będzie.
Po pierwsze: zasłużyłem na tę klątwę. Nie miałem nawet piętnastu wiosen. Przez większość dnia pomagałem ojcu w kuźni, a jak nie pomagałem... to cóż, włóczyłem się z chłopakami po okolicy i rozrabialiśmy. Nic wielkiego. Tu podkradło się kilka jabłek. Tam z procy strzelało do psa młynarza. Patykami walczyło na śmierć i życie. Raz nawet zwinąłem ojcu prawdziwe miecze. Ależ mnie wtedy zlał...
Dość, że zgrana z nas była paczka. Wszyscy chcieli się z nami bawić - ale nie wszystkim było dane. Przyczepił się taki jeden do nas, Anso. Chucherko i straszna ciamajda. Na prostej drodze się potykał. Każdą zabawę psuł. Dawał się łapać staremu Jonowi, jakeśmy mu jabłka kradli. Tośmy mu rzekli, żeby przestał za nami łazić, uciekaliśmy mu, chowaliśmy się przed nim. Ale jednego nie można mu było odmówić - wytrwały był jak mało kto. No to żeśmy mu zaczęli wymyślać wyzwania. Że jak wypełni dziesięć, to zostanie jednym z nas.
I wypełniał.
Latał nago po wsi, nosił miód z pasieki mironowskiej, cały pokąsany był. Liczył ziarenka piasku. Aż przyszedł czas na dziesiąte zadanie. A że wcale nie chcieliśmy go przyjmować, to powiedziałem: „Idź do Dużego Gaju i przynieś nam jajo potwora". Każdy głupi wiedział, że do Dużego Gaju się nie chodzi, bo tam od kikimor się roi. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że rzeczywiście tam pójdzie.
Bzdury gadam. Tak sobie to później tłumaczyłem. Ale prawda była taka, że myślałem, że będzie niezła draka, jak go kikimory pogonią. W gacie narobi ze strachu, pośmiać się będzie można. I niby gdzieś tam dopuszczałem taką myśl, że mogą go po prostu zabić, ale nie zastanawiałem się nad tym za bardzo. Przeklęła mnie jego matka. Zrobiłbym to samo na jej miejscu. Albo i jeszcze co gorszego.
I tak szczęściem miał, żem w trakcie pierwszych pełni człowieka nie zabił, tylko zwierzynę. A po paru tygodniach spotkałem innego wilkołaka, który pokazał mi, jak warzyć wywar z tojadu. Od tej pory pełnie były znośne i pod kontrolą.
Lila stała listy całymi pęczkami. W każdej wolnej chwili analizowała każdą odpowiedź, choć niewiele ich było. W końcu udało jej się zdobyć istotną informację. O wiedźminach, którzy ponoć nie tylko zabijają potwory, ale i znają tajniki klątw. Sposoby na ich zdjęcie. Przyznam, że niezbyt pewniem się czuł, wzywając kogoś, kto żyje z zabijania takich jak ja, ale Lila... Dla Lili wszystko. I dla Odilki. I dla Baldo. Nie udało się. Choć wiedźmin wydawał się sensowny i próbował wielu sposobów. Na nic zdała się koszula z blekotu, okładanie łozami, eliksiry i rytuały. W końcu wiedźmin się poddał. Lilę pocieszał, że czasami tak bywa. Uniwersalne metody nie zawsze działają, a znalezienie tej konkretnej można porównać do szukania igły w stogu siana. Może po prostu nie udało mu się trafić - a może w tym przypadku klątwy po prostu nie da się zdjąć. Mnie odciągnął na bok i z ponurą stanowczością rzekł, że zdjęcie klątwy nie jest możliwe, jeśli przeklęty sam nie może sobie wybaczyć. Że moją postawą tylko przypieczętowuję klątwę.
Niech i tak będzie. Dał mi nazwę wsi i karczmę, do której zagląda parę razy do roku, w razie, gdyby kiedyś coś się zmieniło, ale w jego oczach widziałem, że nie spodziewał się już nigdy mnie zobaczyć.