- Informacje
- Opisy z książek i gier
Dane z Gry Wyobraźni[]
(…) Coraz mniej smoków odwiedzało dolinę, aż wreszcie ostatni z nich odleciał w świat, a Zerrikanię przez kilkanaście lat nie odwiedził żaden ze szlachetnych gadów. Wtedy to kapłanki z grodu północnego przybyły do siedziby władczyni kraju, Merineaevelth, aby przedstawić jej pewien pomysł. Oświadczyły, Że chcą wyruszyć w drogę na upadły kontynent (tak nazywały ziemie plemion według nich barbarzyńskich, które nie czciły smoków; w rzeczywistości chodziło o kraje północne, zamieszkane przez ludzi i nieludzi). Przyczyną ich wędrówki miało być poszukiwanie smoków, pomoc i ochrona dla tych, które znajdą, oraz szerzenie kultu wielkich gadów. Merin zgodziła się, ale postawiła jeden warunek. Z kapłankami miały wyruszyć także specjalne wojowniczki, od tej pory zwane po zerrikańsku Faithel. Tak się stało. W świat pojechało sześć kapłanek i sześć Faithel. Przez bardzo długi czas nie było od nich żadnych wieści. Mijały kolejne lata bez smoków.
Gdy minęły cztery lata, wysłanniczki powróciły, niestety – nie wszystkie. Trzy Faithel, poranione i pobite, przywiozły na prowizorycznym posłaniu ciężko ranną, umierającą kapłankę imieniem Saulrenith. W dłoni ściskała zwinięty w gruby rulon pergamin, zawierający taki oto tekst.
Czcigodna Matko ludu Zerrikanii,
Przewodniczko nasza
I Jedyna Sprawiedliwa Władczyni
Zawiodłyśmy Cię, ja zawiodłam. Misja, którą w swej wierze i ufności szlachetnie powierzyłaś naszej grupie, zakończyła się niepowodzeniem. Wybacz nam, Pani. Zechciej jednak przeczytać relację z podróży. Niech będzie pochwalony Potężny Smok Zerrikanterment. I Ty bądź pozdrowieniowa, Przewodniczko życia naszego.
Podróżowałyśmy ponad cztery lata po barbarzyńskich krainach w poszukiwaniu boskich smoków. Przez niespełna cztery wiosny, lata, jesienie i zimy wędrowałyśmy w pokoju, nie wchodząc w spory z miejscowymi ludami. Odwiedzałyśmy każdą napotkaną świątynię barbarzyńskich wierzeń, każdą karczmę, zajazd i dwór. Uczestniczyłyśmy we wszystkich wiecach, spotkaniach, zgromadzeniach i pochodach. I wszędzie głosiłyśmy jedynie słuszną wiarę. Barbarzyńcy przyjmowali nasza wiedzę różnie. Śmiali się, wytykali nas palcami – mowa nazywana przez nich „wspólnym” wielce jest bowiem trudna dla naszych ust – inni słuchali nas uważnie, jednak tylko z uprzejmości; inni krzyżowali przed nami ręce i uciekali, bali się nas bowiem. Najbardziej przychylni byli nam tylko dziwni wojownicy, o których mówiono tam „wiedźmini”. Są to niezrównani szermierze, którzy choć wyglądają jak ludzie, ponoć nimi nie są. Żyją tylko po to, by chronić barbarzyński lud przed wszelkimi potworami zagrażającymi ludziom. Nie czynią jednak szkody smokom, które w ich przekonaniu nigdy nie atakują człowieka bez powodu, kierowane li tylko żądzą mordu. Tylko oni uważnie i z własnej woli wysłuchali naszych nauk, uszanowali nasze wierzenia, choć już na początku dali nam do zrozumienia, że nie uznają żadnej religii, nie mieszają się też do polityki, chcąc zawsze być bezstronnymi. Nazwałyśmy ich przyjaciółmi i odjechałyśmy w pokoju, dalej poszukiwać. U kresu tej wędrówki, który zdawał się nam wtedy tak szybko nie nastąpić, doszły nas wieści o polowaniu na zielonego smoka wśród skał i kopalni Mahakamu – ziem krasnoludów. Udałyśmy się tam czym prędzej i natrafiłyśmy tam na zbrojną hordę. Smok był już ranny, nie zdołałyśmy go uratować. Walczyłyśmy odważnie z barbarzyńcami, ale przegrałyśmy. Ledwo uszłyśmy z życiem.
Powracamy, aby złożyć swój los w Twoje ręce, czcigodna Merineaevelth. Chcąc, by nasza wędrówka przyniosła jakiekolwiek korzyści, składamy na Twe ręce księgę spisaną przez nas, kapłanki, zawierającą wszelkie obyczaje, uwagi i spostrzeżenia dotyczące ludów barbarzyńskich. Wroga bowiem należy dobrze poznać, zanim przystąpi się do ataku. Wszak ostrożność jest cnotą. I być może wśród barbarzyńców więcej jest sprawiedliwych, takich jak wiedźmini, których żal byłoby przypadkiem skrzywdzić.
Twa oddana służka,
Saulrenith